Wszechnica Popowicka

Wszechnica Popowicka - nieco historii

Chcą przybliżyć historię Wszechnicy popowickiej należy sięgnąć – jak to w historii – do jej początków. Jedną z inicjatyw nowej wybranej w maju 2006 roku Rady Nadzorczej SMLW Popowice (ściślej Komisji Kultury tej Rady) była właśnie Wszechnica Popowicka. Jej pomysł narodził się podczas jednego z posiedzeń Komisji w 2006 roku. Początkowo jeden z członków Komisji Jan Kaźmierczak zaproponował powołanie szkoły kultury obywatelskiej. Jego zdaniem, miała być ona sposobem szerzenia wiedzy o takim charakterze. W trakcie dyskusji ten pomysł nieco „ obrobiono”, postulując powołanie wszechnicy. Miałaby ona także za zadanie popularyzowanie wiedzy z wielu innych dziedzin. Nazwę Wszechnica Popowicka zaproponował Józef Cencora, także członek Komisji. Wskazał na podobne doświadczenia i inicjatywy. (podał on przykład działania podobnej wszechnicy w Zarządzie Regionu NSZZ Solidarność). Ponieważ idea utworzenia Wszechnicy został zaaprobowana przez wszystkich członków Komisji, podjęła ona wniosek o umieszcz nie zapisu w regulaminie pracy Komisji. Mówił on o podjęciu działań, zmierzających do utworzenia Wszechnicy Popowickiej. Wszechnica służyć miała służyć mieszkańcom Popowic o różnym przekroju wiekowym. Członkowie Komisji byli zgodni, co do zasady funkcjonowania Wszechnicy - przynajmniej na początku- w sposób społeczny, przede wszystkim siłami mieszkańców Popowic, jako prowadzących wykłady w ramach Wszechnicy.

Szlakiem pątniczym św. Jakuba

Taki tytuł nosił pierwszy wykład Wszechnicy. Odbył się we wrześniu 2006 roku. Zainaugurował go Andrzej Kofluk, posiadający uprawnienia przewodnika miejskiego po Wrocławiu i terenowego po Dolnym Śląsku oraz pilota wycieczek. Mówił on o szlaku pątniczym św. Jakuba do Santiago de Compostella. Szlak ten przebiegać ma przez Wrocław, a także przez Popowice. Wykład był ilustrowany slajdami. Sądząc po zainteresowaniu, jakim cieszył się wykład i po opiniach dawało to powody do umiarkowanego optymizmu. Jedna z mieszkanek Popowic stwierdziła, że jest to dobry początek i dobra inicjatywa. Był to sygnał, że warto było Wszechnicę uruchomić.

Święto Niepodległości

Kolejne spotkanie w listopadzie 2006 w ramach Wszechnicy Popowickiej poświęcone było Świętu Niepodległości 11 listopada. Tym razem wystąpiły dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 3, przy ul. Bobrzej. Przedstawiły one program przygotowany pod kierunkiem p. Anny Ferdek i p. Roberta Wajlera. Program ten był poprzedzony krótkim historycznym wstępem. Przygotowała go nauczycielka historii p. Agnieszka Kamieniecka. Potem młodzi wykonawcy przedstawili program słowno - muzyczny, w którym wysłuchać można było pieśni patriotycznych oraz poetyckich utworów, związanych z dniem 11 listopada. Byli znakomicie przygotowani do występu. Świadczy o tym następujący fakt: otóż w połowie wieczoru, w budynku SM Popowice i przyległych budynkach wyłączono prąd. Nie przeszkodziło to naszym młodym gościom w dokończeniu swojego spektaklu, za co zostali nagrodzeni brawami.
Program ten zapoczątkował współpracę naszej Spółdzielni ze Szkołą Podstawową nr 3. Obecna na spotkaniu dyr. SP nr 3 p. Irena Szyperska z radością przyjęła propozycje dalszej współpracy. Dlatego też prezes SMLW Popowice Mirosław Miciak ,dziękując dzieciom za występ, wyraził nadzieję, że dalsza współpraca będzie dobrze służyć popowickiej społeczności. Wszak SP nr 3 należy do tej społeczności i wspólne działanie przyniesie obu stronom zadowolenie i satysfakcję.

Świątecznie i …

Kolejne, trzecie już wydanie Wszechnicy Popowickiej zorganizowane było na początku grudnia 2006. Nic więc dziwnego, że miało ono charakter świąteczny. Otóż chór dziecięcy ze Szkoły Podstawowej nr 3, pod kierunkiem p. Roberta Wajlera, wykonał piękne, świąteczne pieśni. Wytworzyło to ciepły i serdeczny nastrój. Młodzi artyści włożyli wiele serca w swój koncert. Przybyli na spotkanie mieszkańcy Popowic, nagrodzili ich brawami. W drugiej części spotkania była mowa o rybie, nie tylko świątecznej. Otóż członkowie Koła Polskiego Związku Wędkarskiego CERTA Andrzej Czycz, Piotr Tuszyński i Andrzej Musielak, opowiedzieli o łowieniu ryb, o sprzęcie, o przynętach. Jedna z pań pytała także o przepis na świąteczną rybkę. Ponadto można było obejrzeć i dotknąć różnego rodzaju przynęty, stosowane przez wędkarzy. Było to ciekawe i pouczające spotkanie, dostarczyło niektórym wiedzy na temat, zdawałoby się tak bliski i oczywisty.

 …jasełkowo

Styczniowe 2007 spotkanie Wszechnicy Popowickiej, tym razem zorganizowane zostało w Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. Bobrzej. Młodzi twórcy przygotowali niecodzienny spektakl jasełkowy. Opierał się ona na pomyśle zwiedzaniu Warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i swojego rodzaju podróży przez wieki. Widać było znakomitą rękę reżysera całości Krystyny Minorowcz, ciekawą oprawę muzyczną dobrał Robert Wajler. Pomysłową i funkcjonalną scenografię przygotowała Renata Chodorowska, natomiast slajdy do prezentacji multimedialnej, świetnie ilustrujące podróż w czasie, przygotowali - Tomasz Wiącek i Małgorzata Rakowska. Młodzi aktorzy znakomicie wywiązali się ze swoich ról, zbierając zasłużone owacje. Myślę, że powody do satysfakcji ma dyrekcja SP nr 3 – praca z młodzieżą daje znakomite rezultaty, widoczne poza szkołą!

Twórcy z Popowic

W lutym 2007 spotkanie Wszechnicy, poświęcone było twórcom z Popowic. Swoje wiersze przedstawiła p. Zofia Adamiec. Niektóre ujmowały swoją prostotą, nazywaniem rzeczy po imieniu, uczuciem melancholii i zadumy nad życiem.P. Henryk Ostrowski, leśnik z zawodu mówił o swojej przygodnie z lasem, pokazał też wykonane własnoręcznie rzeźby z drzewa. Natomiast Ryszard Pelczar ( na spotkaniu był wraz z synkiem Krzysiem) zaprezentował nam swoje wiersze, pełne zadumy, ale też uważnego pochylenia nad życiem, ludźmi ich codziennymi sprawami.
Po pięciu spotkaniach warto pokusić się o krótką refleksję. Początki były niełatwe. Na pierwsze wrześniowe spotkanie w 2006 r. o szlaku pątniczym św. Jakuba do Santiago de Compostella przyszło kilkanaście osób. W październiku nie organizowaliśmy spotkania z uwagi na nadmiar spotkań i szkoleń Rady Nadzorczej. Kolejne spotkanie w listopadzie, związane ze Świętem Niepodległości, miało nie za wysoką frekwencję. Dopiero na świąteczne spotkanie z wędkarzami przyszło nieco więcej osób. Styczniowe jasełka zadziwiły dobrą frekwencją, mimo mrozu i oblodzonych chodników.
Te pięć spotkań potwierdziło, że warto kontynuowaćWszechnicę, która będzie integrować naszą popowicką społeczność .Wszak po to Wszechnica powstała.

Nie tylko książka.

Wszechnica Popowicka powoli zyskała sobie swoich stałych bywalców. Kolejne spotkania potwierdziły tę prawdę. Marcowe Spotkanie Wszechnicy w marcu 2007 poświęcone było - znanej większości popowiczan - Fili nr 10 Miejskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu, przy ul. Jeleniej 7. Prezentacji dokonała p. Anna Tomaszowska, kierowniczka biblioteki. Zaprezentowała ona prezentację multimedialną, w której skrótowo pokazano najważniejsze informacje o całej MBP. Dowiedzieliśmy się z niej, że zasoby tej biblioteki to ponad milion książek a należy do niej ponad 100 000 czytelników, przy czym grupa od 25-40 lat to ponad 30 000 osób. Natomiast do Filii nr 10 przy ul Jeleniej należy 1100 czytelników. Dowiedzieliśmy się także o ciekawych projektach i działaniach biblioteki. Nie wszyscy zapewne wiedzieli, że nasza biblioteka posiada rozbudowany dział multimediów – dla dzieci, jak i dorosłych. Po prezentacji i wyjaśnieniach przyszła kolej na przyjemną część spotkania. Pomiędzy przybyłych na spotkanie rozlosowane ciekawe książki. Sądząc po minach nie tylko tych uczestników spotkania, można było uznać ten wieczór za udany.

Spotkaniem z medycyną i poezją

Wszechnica w kwietniu 2007 roku. Gościlismy dr n. med. Wiesława Prastowskiego. Oto garść informacji o naszym gościu.
W trakcie studiów na Akademii Medycznej w Białymstoku przeniósł się do Wrocławia, gdzie w 1961 uzyskał dyplom lekarza. Pracował naukowo w Zakładzie Immunofarmakologii Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu, oraz w I Klinice Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej we Wrocławiu. Uzyskał I i II stopień specjalizacji
z chorób wewnętrznych, a w 1970 roku stopień doktora nauk medycznych. Publikował w czasopismach krajowych i zagranicznych. W latach 1980- 82 był ordynatorem oddziału wewnętrznego w szpitalu w Misuracie (Afryka Północna).W latach 1987- 2003 pełnił funkcję ordynatora Oddziału Wewnętrznego i Angiologicznego Wojewódzkiego Szpitala Im. J. Babińskiego we Wrocławiu. Po przejściu na emeryturę pracuje jako wykładowca we wrocławskiej Akademii Muzycznej. Wykłada tam psychosomatykę i propedeutykę medycyny studentom muzykoterapii. W latach 1996-2007 wydał sześć tomików wierszy. W czasie spotkania z mieszkańcami Popowic, Wiesław Prastowski przeczytał kilkanaście swoich wierszy a także odpowiadał o swoim barwnym życiu i kilku podstawowych prawdach, jakie stara się przekazać w swojej poezji. Jego wiersze spodobały się ,bowiem po spotkaniu kilka osób zdecydowało się nabyć tomik poetycki autora. Organizatorów zaś, skłoniło to do pomyślenia o podobnych spotkaniach. Kolejna Wszechnica miała miejsce dopiero w czerwcu 2007 roku, bowiem w maj zorganizowany był doroczny festyn popowicki.

Śpiewająca rodzina

Wydanie Wszechnicy w czerwcu 2007 roku można zaliczyć do bardzo udanych. Zarówno jeśli chodzi o frekwencję, jak i poziom artystyczny.
W recitalu zatytułowanym „W krainie musicalu i operetki”, wystąpili bowiem Maria Zawartko, jej mąż Jarosław oraz ich córka Joanna. Panią Marię Zawartko znamy bardziej, jako radną Rady Miejskiej Wrocławia, wybraną z Popowic. Nie znaliśmy jej od „śpiewającej” strony. Obecni na spotkaniu Wszechnicy mogli przekonać się, że pani Maria równie dobrze porusza się na terenie wokalnym. Zgodnie z tytułem recitalu mieliśmy okazję odbyć krótką podróż przez krainę musicalu i operetki. Były więc utwory ze znanych operetek, jak „My fair lady”,”West Side Story” ,”Skrzypek na dachu”,ale też przepiękne duety wykonane z wdziękiem przez p. Marię i p. Jarosława. Nie mniej oklasków zebrała Joanna Zawartko, która porwała widzów naturalnym wdziękiem i znakomitym głosem. Nasi goście dali się namówić na występ we trójkę. Recital zapadł głęboko w pamięć także za sprawą akompaniującej wykonawcom na fortepianie( w wersji elektronicznej) Katarzynie Kluczewskiej. Oprawa muzyczna stworzyła piękna całość, którą obecni na spotkaniu nagradzali raz po raz oklaskami. Na zakończenie recitalu usłyszeliśmy zapewnienie naszych wykonawców, że nie będzie to ostatni taki występ. Można zatem mieć nadzieję, że podróż po krainie operetki jeszcze czeka mieszkańców Popowic.

Grzyby wokół nas

Spotkanie we wrześniu 200 roku 7 poświęcone było grzybom.
Dr Włodzimierz Kita z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu mówił o różnych rodzajach grzybów. Zarówno tych przyjaznych, leśnych i jadalnych, ale również o tych pasożytujących na innych organizmach. Spotkanie z nim było pasjonujące, wszyscy słuchali z zainteresowaniem jego prelekcji. Po jej zakończeniu padały pytania, dotyczące poruszanego tematu. Dr Kita swoją prelekcję zilustrował slajdami, co niewątpliwie podniosło atrakcyjność spotkania. Jak się okazało nasza wiedza na temat grzybów jest nie za duża i warto było ją pogłębić. Zapewne teraz inaczej będziemy patrzeć otwierając słoik z ogórkami i patrząc na zalegającą tam pleśń. Podobnie rzecz ma się z owocami, które psują się pod wpływem pleśni czyli też grzyba.

Z przyrodą za pan brat

Natomiast wydanie Wszechnicy w październiku 2007 roku dotyczyło ciekawostek przyrodniczych. Tadeusz Domański ,przewodniczący Sekcji Przyrodniczej Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy Uniwersytecie Wrocławskim, mówił o ciekawych i mniej znanych gatunkach roślin. Korzenica dębica, leszczyna turecka, czy żółtnica pomarańczowa – to nazwy, które nie są często spotykane. Podobnie jak bodiak, roślina, która potrafi zgromadzić wodę nawet na tydzień. Z kolei omawiając ciekawostki ze świata ptaków mówił o mysikróliku jednym z najmniejszych ptaków, ważących zaledwie 5 gramów! Opowiadał też o pustułce, która ma oko zbudowane na kształt teleskopu i widzi z dużej wysokości. Najbardziej chyba interesująca była opowieść o ustrzelonym w 1905 roku przez Władysława Burzyńskiego niedźwiedziu - olbrzymie. Ten okaz miał 2,40 m wysokości i ważył 400 kg!
Oba spotkania potwierdziły duże zainteresowanie przyrodą przez mieszkańców Popowic. Zwłaszcza, że na polanie popowickiej możemy sami zaobserwować różne gatunki drzew, ptaków, a nawet spotkać wiewiórkę. Ta wiedza, którą przybliżyła Wszechnica Popowicka z pewnością przyda się podczas spacerów i wypraw do lasu.

Na tułaczym szlaku

Wydanie Wszechnicy w grudniu 2007 roku było poświęcone trudnej karcie naszej historii. Miało bowiem ono tytuł „Sybiracy –żołnierze Andersa .Na tułaczym szlaku 1939-1950.” Gościliśmy na nim p. Zofię Daniszewską, świadka historii oraz red. Helenę Wiewiórską z miesięcznika Semper Fidelis.
Na początku spotkania red. Helena Wiewiórka przedstawiła tło wydarzeń, jakie miały miejsce po wybuchu II wojny światowej. Otóż w 1939 r. 1 września Polska została zaatakowana przez Niemców a 17 września przez Rosjan. Nastąpiły masowe deportacje Polaków na Wschód. Byli wywożeni także w odległe rejony Rosji, nawet do Azji nad Bajkał, nad Kołymę. Liczbę wywiezionych źródła określają nawet na 2 miliony osób. Dopiero dzięki porozumieniu Sikorski –Majski w 1941 roku Polacy wyjechać mogli ze Zw. Radzieckiego. Było to 116 tysięcy osób, w tym 74 tys. żołnierzy armii gen. Andersa. Reszta to była ludność cywilna. Armia przedostała się do Iraku. Natomiast cywile trafili do Teheranu, potem część z nich znalazła się w Indiach a ok. 18 tys. osób aż w Afryce.
Taka tułacza wędrówka była udziałem p. Zofii Daniszewskiej. Jak wspomina - pierwsze deportacje miały miejsce w lutym, następne w kwietniu i czerwcu 1940 roku. Pani Zofia mieszkała wówczas w Bajonówce, koło Równego(na Wołyniu). Po 17 września Ukraińcy wypędzili jej rodzinę, która udała się do Równego. Rodzina została wówczas rozłączona ze względu na spodziewane represje ze strony Rosjan. Otóż ojciec p. Zofii z dwoma synami przedostał się na tereny okupowane przez Niemców w okolice Tarnowa. Tam walczył ze starszym synem w Armii Krajowej. Panią Zofię z bratem i mamą wywieziono do obozu w Połdniewicy pod Uralem. Stamtąd wysłano ich do łagru nad jeziorem Onega, koło granicy z Finlandią. Tam przebywały do września 1940 roku, skąd przewieziono je potem do Buzułuku. Brat p, Zofii wstąpił do armii Andersa, natomiast ona z mamą zawieziona została w okolice Buchary. Mama pracowała w kołchozie, a siostra ,która wstąpiła do junaczek, niestety zmarła. Również mama p. Zofii zapadła na ciężką chorobę i w obliczu śmierci- chcąc ratować córkę - oddała ją do sierocińca. Z tym sierocińcem – na podstawie wspomnianej wyżej umowy Sikorski – Majski, Zosia wyjechała do Persji, potem do Indii a w końcu do Afryki! Był to rok 1943. Najpierw przebywała w Ugandzie, ale ze względu na klimat przeniesiono sierociniec do Kenii,do osady Rongai.
Jak wspomina p. Zofia :”Afryka w porównaniu z Rosją to był raj na ziemi”. Jak się później okazało mama p. Zofii cudem ozdrowiała, wyjechała z Rosji ostatni transportem do Persji a potem do Libanu. Przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż w 1943 roku odnalazła Zosię. Nie od razu spotkały się, bo mama przebywała w Libanie a Zosia w Kenii. Na szczęście miały już ze sobą kontakt. Odnalazł się też brat p. Zosi, Czesław, który walczył z armią Andersa pod Monte Cassino. Dostał za to Krzyż Walecznych. Niestety zginął on w 1944 roku, podczas ofensywy wojsk alianckich w Anconie, we Włoszech. Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Virtuti Militari. Mama Zosi napisała list do prezydenta Raczkiewicza .Był on prezydentem RP na Wychodźstwie. Przekazał on list mamy Zosi królowej- matce Elżbiecie I. Dzięki jej interwencji i pomocy, 1 kwietnia 1947 roku p. Zofia spotkała się wreszcie z matką w Libanie. Mama Zosi postanowiła wracać do Polski, do męża. Odnalazł się on z dwójką braci za pośrednictwem rodzeństwa z Ameryki. Jak się okazało mieszkał się na Ziemiach Zachodnich koło Słupska w Strzelinku. Wszyscy spotkali się tam w lipcu 1947 roku. Ponieważ starszy z braci mieszkał potem we Wrocławiu, p. Zosia wyjechała tam w 1960 roku.. Podjęła tam studia i pracę w NBP. Na Popowicach zamieszkała w 1974 roku, gdzie mieszka do dziś.
 Mimo tych przejść jest osobą ciepłą, serdeczną i optymistką. Stara się to ciepło przekazać innym ,twierdząc, że po takiej tułaczce nie może człowieka nic gorszego spotkać. Lubi gorącą herbatę, którą częstuje mnie w czasie naszej rozmowy. Mama p.Zofii Julia Kłusek swoją odyseję opisała w książce” Za mało żeby żyć, za dużo żeby umrzeć”. Jej lekturę gorąco polecamy, warto tę książkę przeczytać .
Kazachstańska epopeja
Styczeń 2008 roku to wydanie Wszechnicy Popowickiej zatytułowane „Polacy na nieludzkiej ziemi. Kazachstan 1940-1946”.Pan Mieczysław Łysik opowiadał o swojej tułaczce na Wschód. W chwili wybuchu II wojny światowej miał zaledwie dwanaście lat. Najgorsze jednak przyszło później. Mieszkał w Drohobyczu (ówczesne województwo lwowskie). Mimo młodego wieku dobrze zapamiętał chwile kiedy 10 lutego 1940 roku o godzinie 4.00 nad ranem funkcjonariusze NKWD zastukali do drzwi i wywieziono go wraz z matką i rodzeństwem do Aloszenki (województwo Kustonaj) w Kazachstanie. W bydlęcych wagonach jechali 2,5 tys. Km do Kustonaja, następnie samochodami do Aloszenki. Warunki w jakich mieszkali dalekie były od normalnych. Mieszkali po dwie rodziny w ziemiankach czyli budowlach z gliny, ziemi i łajna końskiego. W lecie pracowali w kołchozie na roli. Zimą, kiedy temperatura spadała do minus 40 stopni, siedzieli w izbie przy piecu. Co prawda nie odczuwało się tam tak niskiej temperatury, bo powietrze było znacznie czyściejsze. Pana Mieczysława i jego rodzinę nigdy nie opuszczała nadzieja na powrót do Polski. Niektóre rodziny dostawały z Polski listy, widać cenzura je przepuszczała. Były one także pisane atramentem sympatycznym (pismo widoczne po podgrzaniu papieru nad ogniem). Dzielono się informacjami, co pozwalało przetrwać ciężkie chwile. „To trzymało nas na duchu”- wspomina pan Mieczysław. Na szczęście nadszedł dzień, kiedy na mocy porozumienia ZPP i Stalina SPRAWDŹ wszyscy Polacy przebywający w Zw. Radzieckim mogli wrócić do kraju. Władze wiejskie otrzymały rozkaz z NKWD, aby dostarczyć środek transportu do Kustonaja. Podróż pociągiem do Polski była równie męcząca, musiało zmieścić się po 50 osób w wagonie. Trasa powrotu wiodła przez Ukrainę, bo władze radzieckie przytrzymały Polaków, wracających do Polski. Obawiały się wzmocnienia partyzantki, działającej na ziemiach polskich. Dopiero w 1946 roku pan Mieczysław wrócił do kraju z siostrą i matką. Znalazł się we Wrocławiu, który przedstawiał tragiczny widok. Po przywiezieniu repatriantów na dzisiejszą ul. Paulińską, otrzymali oni czystą odzież z magazynów. Podjął on pracę w Przedsiębiorstwie państwowym Traktorów i Maszyn Rolniczych w Środzie Śląskiej. Przepracował tam rok, ale pomyślał o dalszej edukacji. Rodzina p. Mieczysława mieszkała w Leśnicy, natomiast on uczył się w szkole zawodowej w Żarowie i pracował, jako pomocnik ślusarza. Po zdobyciu zawodu, wrócił do Leśnicy. Później rozpoczął pracę w garbarstwie. Przeszedł cały cykl produkcyjny w tym zawodzie. Pan Mieczysław ożenił się przed maturą. Po jej zdaniu podjął pracę, jako technolog przemysłu skórzanego. Na emeryturę przeszedł w 1983 roku, ale pracował jeszcze w niepełnym wymiarze godzin, jako kierownik stacji paliw w MPK.
Jednak w 1993 roku zakończył prace zawodową na dobre, przechodząc naprawdę w stan spoczynku. Na Popowicach pan Mieczysław zamieszkał w 1975 roku, kiedy je budowano. Dziś Popowice – jak twierdzi mój rozmówca – są piękne. Kiedy pytam pana Mieczysława, jak patrzy na swoje życie, mówi, że żal mu swojej młodości, zmarnowanych lat. Ale swojego rodzaju nagrodą od losu jest wspaniała rodzina. Kochająca żona, syn mieszkający w Kanadzie, córka, która mieszka w tej samej bramie. Wnuczka mieszka w Niemczech, ma syna czyli pan Mieczysław ma już prawnuczka. Jest bardzo pogodnym życzliwym człowiekiem, mimo tylu przejść.
Bo jesteśmy zawsze młodziSpotkanie w ramach Wszechnicy Popowickiej w lutym 2008 wprawiło obecnych w dobry humor. Wystąpił bowiem kabaret MIMOZA, działający przy naszym Klubie Seniora. Występ zaczął się od piosenki „O sercach dwóch”, później wystąpiła…Hanka Bielicka czyli Stasiu, budząc wesołość wśród widzów. Nie zabrakło tez rytmów latynoamerykańskich :Zosia i Stasiu wykonali ogniste „Evita Spania”. Zarówno oni, jak i inni wykonawcy robili to z pasją i zaangażowaniem. Można pozazdrościć im poczucia humoru i radości z tego, co robią. Salwy śmiechu wywoływał wiersz „Przychodź na nasze spotkania”. Słuchając pełnych humoru pogodnych piosenek „Za zdrowie pań”, czy też „Marysiu buzi daj”, szybko udzieliła się zebranym atmosfera dobrej zabawy. Występ MIMOZY został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność. Obecna na spotkaniu przewodnicząca Rady Nadzorczej SMLW Popowice Danuta Połubińska-Adamowicz podziękowała całemu zespołowi za chwile wzruszeń, jakie przyniósł występ MIMOZY. Słuchając śpiewanej przez zespół piosenki „Bo jesteśmy zawsze młodzi”, wykonanej z werwą i zapałem, można było uwierzyć w jej słowa. Na zakończenie występu p. Zofia Adamiec opowiedziała o „Mimozie”, jej powstaniu i występach.
Występ zakończyło wspólne śpiewanie. Kabaret i publiczność wykonali razem piosenkę „Szła dzieweczka do laseczka”. Ten wieczór był naprawdę udany w opinii obecnych. Pozwolił bowiem na oderwanie się od codziennych spraw i kłopotów
Tyle historii spotkań Wszechnicy. Będziemy starali się na bieżąco relacjonować Państwu spotkania Wszechnicy.

Występ MIMOZY

Lutowe spotkanie w ramach Wszechnicy Popowickiej wprawiło obecnych w dobry humor. Wystąpił bowiem kabaret MIMOZA, działający przy naszym Klubie Seniora. Występ zaczął się od piosenki „O sercach dwóch”, później wystąpiła…Hanka Bielicka czyli Marian Hahn, budząc wesołość wśród widzów. Nie zabrakło tez rytmów latynoamerykańskich :Zosia i Stasiu wykonali ogniste „Evita Spania”. Zarówno oni, jak i inni wykonawcy robili to z pasją i zaangażowaniem. Można pozazdrościć im poczucia humoru i radości z tego, co robią. Salwy śmiechu wywoływał wiersz „Przychodź na nasze spotkania”. Słuchając pełnych humoru pogodnych piosenek „Za zdrowie pań”, czy też „Marysiu buzi daj”, szybko udzieliła się zebranym atmosfera dobrej zabawy. Występ MIMOZY został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność. Obecna na spotkaniu przewodnicząca Rady Nadzorczej SMLW Popowice Danuta Połubińska-Adamowicz podziękowała całemu zespołowi za chwile wzruszeń, jakie przyniósł występ MIMOZY. Słuchając śpiewanej przez zespół piosenki „Bo jesteśmy zawsze młodzi”, wykonanej z werwą i zapałem, można było uwierzyć w jej słowa. Na zakończenie występu p. Zofia Adamiec opowiedziała o „Mimozie”, jej powstaniu i występach. Występ zakończyło wspólne śpiewanie. Kabaret i publiczność wykonali razem piosenkę „Szła dzieweczka do laseczka”. Ten wieczór był naprawdę udany w opinii obecnych. Pozwolił bowiem na oderwanie się od codziennych spraw i kłopotów.

Choroby roślin na działkach

Kwietniowe spotkanie Wszechnicy Popowickiej było poświęcone tematowi, interesującemu nie tylko działkowiczów. Dr Włodzimierz Kita z Uniwersytetu Przyrodniczego opowiedział o chorobach roślin na działkach i sposobach ich zwalczania. Jego opowieść była ilustrowana slajdami, co podniosło atrakcyjność spotkania Na początku przedstawił podstawowe zasady, dotyczące ochrony roślin przy pomocy środków chemicznych. Karencja, prewencja, toksyczność - to terminy które należy znać posługując się tymi środkami. Pamiętać tu należy o także o ostrożności. Zazwyczaj opis na opakowaniu takiego środka informuje nas o jego zastosowaniu. Choroby roślin najszybciej można wykryć codziennie oglądając rośliny na działkach. Najczęściej choroby atakujące je rozwijają się stopniowo, co umożliwia skuteczne przeciwdziałanie. Najczęstszą chorobą jest rdza liści, która atakuje porzeczki, gruszę. Obecnie obserwuje się istna epidemię rdzy gruszy, przenoszonej najczęściej przez jałowiec. Równie szkodliwy jest mączniak prawdziwy, na który zapadają jabłonie, brzoskwinie, róża, czy agrest.
Na drobną plamistość liści skuteczne są tylko środki chemiczne. Szara pleśń truskawek jest bardzo agresywna, bo na jednej truskawce znajduje się ok. 600 tysięcy zarodników! Warto wymienić też srebrzystość czy kędzierzawość liści oraz raka kory drzew owocowych. Podstawą przy uprawach działkowych jest stosowanie odmian odpornych na choroby i utrzymanie czystości na działce. W trakcie spotkania padły też pytania m.in. o przygotowanie cieczy do oprysków. Przygotowujemy tylko tyle ile zużyjemy, nie na zapas! Przy spróchniałych drzewach obowiązuje jedna zasada: wycinamy je. Leczenie nie daje w takich wypadkach rezultatów. Spotkanie z dr Włodzimierzem Kitą było bardzo pouczające, nawet dla tych, którzy nie posiadają działek. Przede wszystkim ta wiedza pozwala inaczej spojrzeć na rośliny, które też – jak ludzie -chorują i trzeba je leczyć. Ponadto umożliwia ona nawet w podstawowym zakresie, rozeznanie się w chorobach roślin i drzew na działkach. Jeżeli takie wiadomości mogą być przydatna na codzień, to edukacyjne adanie Wszechnicy Popowickiej zostało zrealizowane.

Dbać o bezpieczeństwo

Czerwcowe spotkanie Wszechnicy Popowickiej, które odbyło się 19 czerwca, poświęcone było tematowi, bardzo bliskiemu każdemu z nas. Brzmiał on: „Bezpieczeństwo mienia i ludzi w mieszkaniach. Wypadki w mieszkaniach i ich zapobieganie.” Dr Przemysław Nowakowski z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej przedstawił go w bardzo interesujący sposób, ilustrując swój wykład wykresami, tabelami, uatrakcyjniającymi temat. W mieszkaniach spędzamy, statystycznie rzecz biorąc, dwie trzecie życia. Mamy tam zgromadzony nasz dobytek. Nic więc dziwnego, że warto pomyśleć o środkach zabezpieczenia mieszkań. Są nimi : zamki antywłamaniowe, czujniki, instalacje alarmowe, kraty, kamery a nawet pies. Rocznie notuje się w Polsce 65-67 000 włamań. Warto wiedzieć, iż współczynnik ten np. w Niemczech wynosił w 2005 roku 110 000 włamań,. Zanotowano tam w porównaniu z 1995 r. spadek o 100 000 włamań. Jak widać aktywność właścicieli, jeśli chodzi o zabezpieczanie mieszkań i społeczne działania, przynoszą rezultaty. W Polsce Ośrodek Badania Opinii Publicznej prowadził badania na temat włamań. Otóż 46 % respondentów odczuwa lęk przed włamaniem. Dwie trzecie tych zdarzeń, ma miejsce w zwykłych budynkach mieszkalnych. Istnieje różnica między sposobem włamań w zależności od budowli: do budynków wielorodzinnych włamana następują przez drzwi wejściowe – 49%, przez okno i balkon -25%.Włamania te stanowią o 75 % ogólnej liczby włamań. Natomiast w budynkach jednorodzinnych włamania dokonywane są przez drzwi balkonowe 48%, przez okno- 33%, drzwi wejściowe 12%. Najczęściej łupem złodzieja padają : biżuteria, pieniądze, sprzęt elektroniczny. Dostaje się on poprzez wyłamanie zamka i wyważenie drzwi.
Społeczne działania profilaktyczne, które przynoszą rezultaty, to dobre stosunki z sąsiadami, zwracanie uwagi na osoby podejrzane, nie okazywanie swego statusu majątkowego, nie zapraszanie przygodnych osób do domu, ubezpieczenie mieszkania. Najlepszym zabezpieczeniem – jak wspomniał dr Nowakowski – jest dobry sąsiad, który w czasie naszej nieobecności dopilnuje mieszkania. Oczywiście warto zastosować zabezpieczenia mechaniczne i elektroniczne – im więcej zabezpieczeń, tym trudniej złodziejowi dokonać włamania.
Mieszkanie wcale nie kojarzy się nam z miejscem, gdzie możemy ulec wypadkowi. Dodajmy, że 30% to wypadki ze skutkiem śmiertelnym. Tam najczęściej ulegają im dzieci do lat czterech( zbytnia ruchliwość) i osoby po sześćdziesiątym roku życia (obniżona sprawność). Duże wpływ na bezpieczeństwo ma stan techniczny mieszkania, ale także czynniki osobowe – przemęczenie, stres, obniżona sprawność psychofizyczna. Czynniki materialne – instalacje, układ mieszkania, zużycie techniczne elementów wyposażenia, nie pozostają bez wpływu na wypadki. Trzeba pamiętać, że dzieci są grupą najbardziej narażoną na wypadki w mieszkaniu. Ich wrodzona ciekawość i ruchliwość, naśladownictwo dorosłych a także brak opieki doprowadzają, niestety, do wypadków. Pamiętajmy zatem, aby dbać o stan techniczny mieszkania, a dzieciom poświęcajmy więcej uwagi. Unikniemy wielu przykrych sytuacji. Na pewno warto.

Twórca Popowic - Spotkanie z Witoldem Molickim

Na wrześniowe spotkanie w ramach Wszechnicy Popowickiej zaproszony został profesor Witold Jerzy Molicki, projektant Popowic. Mieszkamy więc w budynkach, które wyszły spod jego ręki.
Spotkanie rozpoczęło się od nieco zabawnego zdarzenia. Czekając na profesora Molickiego, nie poznaliśmy go, a on wszedł, spokojnie usiadł i dopiero gdy powtórnie zapowiadaliśmy jego rychłe przybycie oznajmił, że jest na sali. Ponieważ prof. Molicki ma duże poczucie humoru, nie potraktował tej sytuacji jako afrontu. Jak się okazuje ma znajomych na Popowicach, których odwiedza. Cieszy się, że stworzył miejsce, w którym wielu ludzi mieszka ,ma swój dom, swoje miejsce. Mówił też o realizacji budowli sakralnych, bowiem jest autorem projektu kościoła pw. Chrystusa Króla przy ul. Zachodniej. Praca przy takiej budowli wymaga innego podejścia. Jest to przestrzeń modlitwy i skupienia i ma ona wspomagać ten stan. Profesor opowiadał też o realizacji wyjątkowego niegdzie nie spotykanego projektu, jakim było osiedle Przyjaźni Polsko –Radzieckiej (dziś tylko Osiedle Przyjaźni) na Krzykach. Wymagało ono niewielkiej modyfikacji elementów prefabrykowanych. Był to na ówczesne czasy ( l. 1976-1980) bardzo śmiały projekt.
Co do Popowic, profesor uspokoił nas mieszkańców. Otóż budynki są zbudowane z elementów prefabrykowanych z betonu, który początkowo miał normę wytrzymałości 80 kg/m kw. Okazało się, że beton z czasem uzyskał taka twardość, że wytrzymałość zwiększyła się do 120-`150 kg/ m kw. W trakcie spotkania padało też wiele pytań. Pytano o brak miejsc na rowery, o szachty, o parapety, o zabudowę ulicy Legnickiej. Pytano też o linie kolejową przebiegającą obok Popowic, o tendencje architektoniczne we Wrocławiu.
Spotkanie było niezmiernie interesujące. Bowiem nasz gość odpowiadał o swojej pracy, dzieląc się swoją wiedzą, z humorem komentując pytania do niego. Zaznaczał też, że wiele rzeczy jest możliwych, ale zależy to od podejścia ludzi. Stwierdził, że jest zadowolony z Popowic, które stworzył, że udało mu się wkomponować je w zieleń. Dzięki temu nie trzeba było wycinać drzew, Popowice są zielone i mają dużo przestrzeni. Za to jesteśmy wszyscy wdzięczni naszemu gościowi. Stworzył nam miejsce, które jest naszym miejscem. Słowem stworzył nasze Popowice.

Wspomnienia z kresów

Dzięki listopadowej Wszechnicy mieszkańcy Popowic, którzy przybyli na nią, mogli odbyć – swojego rodzaju – podróż na kresy. Dla niejednej osoby była to sentymentalna podróż, do miejsc znanych i pamiętanych z czasów młodości, Przewodnikiem w tej podróży była mgr Małgorzata Gajda, z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego. Przedstawiła ona zarówno historię Lwowa, jak i ddzień dzisiejszy. Nie każdy zapewne wie, że miasto zostało założone w XIII wieku przez księcia Daniela dla swojego syna Lwa ( stąd nazwa Lwów), a już w 1444 roku posiadało wodociągi, kanalizację i mennicę. Oczywiście nie można było w tej podróży pominąć Cmentarza Łyczakowskiego, gdzie na powierzchni 42 ha mieści się ponad 500 tysięcy grobów! Pochowani są tam m.in. Maria Konopnicka, Artur Grottger, Gabriela Zapolska. Znajduje się tam także grób Salomei Kruszelnickiej, znanej ukraińskiej artystki. Wschodnią część Cmentarza Łyczakowskiego stanowi Cmentarz Orląt Lwowskich. Chodząc po Lwowie należy wręcz obejrzeć Teatr Opery i Baletu, ponik Adama Mickiewicza ( dłuta Antoniego Popiela), Kaplice Boimów, katedrę św. Jura. W podróży po kresach, dzięki opowieści Małgorzaty Gajdy, zobaczyliśmy także Krzemieniec, miejsce urodzin Juliusza Słowackiego, ze słynnym wzgórzem Bony, Ławrę Poczajewską, gdzie znajduje się prawosławny monastyr, największy ośrodek prawosławia na Wołyniu i drugi na całej Ukrainie po Ławrze Pieczerskiej. Obejrzeliśmy także zabytki Oleska, miejsca urodzin króla Jana III Sobieskiego. W drugiej części Wszechnicy p. Krystyna Rosińska zaprezentowała swoje rysunki ptaków i pejzaży, krótko opowiadając przy tym o inspiracjach, jakie mają wpływ na powstanie tych prac. Był to pierwszy kontakt p. Krystyny z publicznością popowicką, ale na pewno nie ostatni. W niedalekiej przyszłości obejrzymy więcej prac i spotkamy się z nią w ramach Wszechnicy.

Misyjne podróże

Uczestnicy grudniowej Wszechnicy mogli przenieść się aż do Afryki, do Kamerunu. Bowiem naszym gościem był o. Władysław Kozioł OMI, misjonarz, który przebywa tam od 27 lat.
Rozpoczynając spotkanie o. Władysław zapowiedział, że przeniesiemy inny świat. Bowiem dla Europejczyka jest to rzeczywiście inna egzystencja. Do Kamerunu wyjechał w 1981 roku. Pierwszą odczuwalną różnicą były temperatury, związane z pora suchą i mokrą. Wahają się one między 38 a 45 stopni Celsjusza. Jeżeli mówi się o braku wody, to zjawisko to związane jest z obniżaniem się poziomu wód gruntowych. Na początku jego pobytu, wodę można było znaleźć na poziomie 4-6 metrów w głąb ziemi. Teraz jest ona na poziomie 12-14 metrów! Kamerun zamieszkuje ok. 200 ludów, mających swoje narzecza i zwyczaje. Największą umiejętnością jest wykopanie dla siebie studni, znalezienie wody. Na kontynencie afrykańskim woda jest wszystkim – zdrowiem, przetrwaniem, życiem. Ojciec Władysław posiada zdolności różdżkarskie, co pozwoliło mu na znajdowanie wody. Dzięki temu zapewne, zyskał przydomek „Pantera”, oznaczający kogoś, kto poradzi sobie w każdej sytuacji.
Ojciec Władysław opowiadał też o działalności Kościoła, która ma swoją ciągłość, w przeciwieństwie do akcji czy działań wielkich korporacji, realizujących swoje projekty (np. zdrowotne). Te stałe struktury pomagają ludziom w sensie duchowym, ale też ratują ich fizycznie. Lud wśród którego pracuje o. Władysław, nazywa się gidar Jak opowiadał, przypatrywał się myśliwym, którzy są znakomitymi lekarzami. Nie zdradzali jednak swoich sekretów leczenia. Próbował też zapisać ich mowę, spisywał ich opowiadania i bajki. Przetłumaczył na ich język Nowy Testament.
W swojej opowieści podkreślał wielką moc słowa. Po siedmiu latach pobytu usłyszał od ludu gidar: dobrze, że jesteś wśród nas. Ostatni było to, nieco inne stwierdzenie: zostań z nami, umrzyj tu. Nie bez powodu został uznany za jednego z nich, przecież wchodził w ich życie, chorował, jadł, mieszkał tak, jak oni. Przekonywał też nas, że często posługujemy się stereotypami. Tak naprawdę Murzyni ciągle pracują, a kobieta ma równie wysoką pozycję w rodzinie. Jest tą, która przygotowuje swojemu mężczyźnie posiłek i przynosi mu wodę do mycia. O dziwo, mąż i żona nie kłócą się., mają swoje prace i wzajemnie sobie pomagają.
Niezmiernie interesujące spotkanie, musiało dobiec końca, ale wychodziliśmy z niego, z przekonaniem, że było ciekawe i wzbogaciło naszą wiedzę o dalekim Kamerunie. Rozstaliśmy się z nadzieją, że jeszcze z o. Władysławem spotkamy się. Pojawiła się też refleksja, że my żyjemy szybko, pospiesznie i nie dostrzegamy piękna tego świata. Może warto zwolnić w tym pędzie?

Wyjaśnić przeszłość

Historia jest nauką wyjaśniającą często dzień dzisiejszy. Warto do niej sięgać. Zapewne dlatego styczniowa Wszechnica Popowicka zatytułowana była „Piękno i dramat polskich Kresów w książkach Stanisława Srokowskiego”. Była to spotkanie z pisarzem, który w swojej twórczości wraca do tragicznej przeszłości polsko- ukraińskiej. Stanisław Srokowski jest jedynym mieszkającym w Polsce pisarzem, który przeżył i pisze o kresach. Na początku spotkania zarysował obraz kresów: ”To miejsce ważne dla polskiej i europejskiej kultury”- stwierdził. Kresy były fundamentem polskiej kultury, stamtąd pochodzą nasi wielcy pisarze –m.in. Rej, Kochanowski, Karpiński, Mickiewicz, Słowacki, by wymienić największe nazwiska. To także wielu artystów, uczonych, pisarzy. Ślady kresów są wciąż obecne także we Wrocławiu: Biblioteka Ossolineum, pomnik Aleksandra Fredry, Panorama Racławicka. Kresy zamieszkiwało wiele narodowości żyjących w symbiozie. Wymieńmy choćby niektóre: Polacy, Rusini, Żydzi, Litwini, Rosjanie, Niemcy, Czesi, Słowacy, Ormianie. Przez wiele wieków to narodowości, ale też i religie(rzymsko-katolicka, greko-katolicka, ormiańska, mojżeszowa) współegzystowały obok siebie.
Zdaniem Stanisława Srokowskiego, my Polacy nie jesteśmy w stanie siebie zrozumieć siebie bez kresów. Dramat kresów to potworne akty ludobójstwa, dokonane w l.1939-1945 przez ukraińskich nacjonalistów, zgrupowanych w tzw. UPA (Ukraińska Powstańcza Armia).Straciło wówczas życie ok. 200 tysięcy Polaków. Spowodowało to wyrwę w naszej tradycji, którą trudno zapełnić. Niestety, tylko 14 procent Polaków wie co się tam działo, wie o tej tragedii. Zdaniem Srokowskiego jego obowiązkiem jest pamiętać i świadczyć prawdę o tej tragedii. „Zapominając, godzimy się ze złem, akceptujemy je” – powiedział podczas spotkania. Podkreślił wagę pamięci o przeszłości, bez której naród traci swoją tożsamość.
Jego książki poświęcone tej tematyce to m.in. wydana wcześniej „Nienawiść” i ostatnia najnowsza książka „Ukraiński kochanek”. To historie opowiedziane przez narrację, przez pryzmat indywidualnych losów. Są zarazem próbą odpowiedzi na pytanie: dlaczego nienawiść, wzniecana przez ideologów nacjonalizmu a szerzej zło - doprowadziło do tak straszliwych mordów i niespotykanego okrucieństwa? Dlaczego morderców uznaje się za bohaterów?
Jego zdaniem w stosunkach polsko- ukraińskich najważniejsze jest wyjaśnienie przeszłości. To jest podstawowy warunek, by iść w stronę dobra i budować przyszłość. Spotkanie ze Stanisławem Srokowskim w ramach styczniowej Wszechnicy skłoniło nas do refleksji o naszej historii, o dniu teraźniejszym. Wszak są one nierozerwalnie związane

Spotkanie z czytelnikami

Ostatnie, marcowe spotkanie Wszechnicy Popowickiej, poświęcone było czytelnikom „Naszych Popowic”. To oni wyrażając swoje opinie i uwagi współredagują nasza gazetę. W trakcie tego spotkania tym razem to czytelnicy Naszych Popowic mieli głos. Przedkładali oni propozycje, aby w większym stopniu publikować uchwały, podejmowane przez organy samorządowe Spółdzielni. Zwracano też uwagę, na podejmowanie tematów, związanych z naszym otoczeniem, a więc terenów nad Odrą i wzdłuż nasypu kolejowego. Padały głosy, sugerujące publikacje informacji o Kwadracie i naszej nowej inwestycji. W trakcie spotkania głos zabrał jeden z naszych mieszkańców p. Władysław Kluczewski. Z racji wykonywanego zawodu ( jest geodetą) bardzo ciekawie opowiadał o budowie dróg i autostrad. Ma setki zdjęć, wykonywanych także z powietrza. Spróbujemy zaplanować spotkanie z nim w ramach Wszechnicy. Wśród opinii, wyrażanych przez naszych czytelników, były i takie, by nic nie zmieniać w gazecie. Argumentowano, że w tym kształcie jest ona wystarczająco czytelna i przejrzysta. Zmiany jednak są nieraz korzystne, bo uwzględniają nowe tematy, zagadnienia, czy bieżące sprawy. Będziemy także formułę Wszechnicy zmieniać, by była ona jeszcze bardziej atrakcyjna.
Dodajmy, że marcowe spotkanie Wszechnicy było już dwudziestym z rzędu! Tak, to już tyle spotkań, w których mieli okazję uczestniczyć mieszkańcy Popowic. Dzięki ich zainteresowaniu, a także ciekawym ludziom z naszego osiedla spotkania Wszechnicy są ciekawe i pouczające. Postaramy się utrzymać ten poziom
TOMASZ KAPŁON

Tańczące palce

Kolejne kwietniowe spotkanie Wszechnicy Popowickiej potwierdziło, że możliwe jest połączenie weterynarii i muzyki. Udowodnił to jej gość Janusz Springer. Jest bowiem emerytowanym lekarzem weterynarii, przy tym pięknie śpiewa i gra na akordeonie.
Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia drogi zawodowej Janusza Springera. W 1962 roku rozpoczął on prace w Ujeździe Górnym koło Środy Śląskiej. Punkt weterynaryjny, w którym pracował obejmował cztery duże Państwowe Gospodarstwa Rolne. W każdym po sto pięćdziesiąt sztuk bydła. „To była ciężka praca”- przyznaje pan Janusz. Znajomość anatomii zwierząt w jego pracy była sprawą podstawową, bowiem każde zwierzę jest inaczej zbudowane. Nie wszyscy zapewne wiedzą, że krowa ma aż cztery żołądki!
O stopniu trudności tych studiów, świadczy najlepiej fakt, że ze 160 osób rozpoczynających studia ukończyło je 80 osób. W lecznicy przy
ul. Januszowickiej we Wrocławiu pan Janusz przepracował trzydzieści lat. Niestety lecznice tę zlikwidowano po 55 latach istnienia.
Pan Janusz nie tylko opowiadał, ale także grał i śpiewał. Najpierw była to piękna grecka pieśń zatytułowana, potem znana włoska pieśń „O sole mio” po polsku czyli „O moje słońce”. Wykonał także melodię, wymagającą dużej zręczności, nie bez powodu zwaną „Tańczące palce”. Rzeczywiście podczas wykonania tego utworu palce bardzo szybko poruszają się po klawiszach akordeonu. W jego repertuarze była także znana w latach sześćdziesiątych piosenka. Śpiewał ją Freddy Quinn, a miała tytuł „Jungen kom bald wieder” .
Spotkanie z panem Januszem zakończyło wspólne wykonanie równie znanej piosenki „Hej sokoły”, w trakcie której nasz gość pięknie jodłował. To było miłe spotkanie. Uświadomiło nam, że tak dwie odległe dziedziny, jak muzyka i weterynaria, mogą mieć wiele wspólnego.
TOMASZ KAPŁON

 W oblężonym Wrocławiu

Kolejne, wrześniowe spotkanie Wszechnicy Popowickiej, dotyczyło jednej z kart historii naszego miasta: oblężenia Wrocławia w latach 1944-45. Opowiedział o nim naoczny świadek tamtych dni - mieszkaniec Popowic, Jerzy PODLAK.
Spotkanie rozpoczęło się od obejrzenia zdjęć, które p. Jerzy przygotował i komentował na bieżąco. Zobaczyć można było zdjęcia członków grupy oporu OLIMP, działającej w okupowanym Wrocławiu. Należała do niej siostra p. Jerzego - Felicyta. Zdjęcia obejmowały przedwojenny Wrocław, jego zabudowę, a także nieistniejące dziś budynki. Jednym z nich był gmach komendantury niemieckiej , położony po lewej stronie budynku opery. Można śmiało powiedzieć, że Wrocław był wtedy miastem pomników. Usytuowane były one zarówno na placach, jak i w parkach.
Kolejna seria zdjęć to zniszczenia wojenne Wrocławia. Dały one obraz, którego przeciętny – zwłaszcza młody- Wrocławianin zapewne nie zna. Morze ruin i gruzów, szkielety budynków, wypalone wnętrza. Mnóstwo zabitych żołnierzy niemieckich i ludności cywilnej, dziesiątki tysięcy jeńców niemieckich. Taki był koniec Festung Breslau.
W dalszej części spotkania p. Jerzy opowiadał o życiu w mieście, o ciągłych nalotach, walkach o wyzwoleniu miasta. Walki miały miejsce także na Popowicach. Jego opowieść dała nam pojęcie, jak straszliwie został Wrocław zniszczony. Była to znakomita lekcja historii, dzięki której mogliśmy zajrzeć w przeszłość. Także tę, bliską mieszkańcom Popowic.

 TOMASZ KAPŁON

Poprawiono: wtorek, 10, kwiecień 2012 09:48

Copyright © 2024 Spółdzielnia Mieszkaniowa Lokatorsko-Własnościowa „Popowice”. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Początek strony